sobota, 14 lipca 2012

EPILOG

12 lat później...

"Teraz przynajmniej miałem pewność, że przeze mnie nic nikomu się nie stanie. Będziemy razem, na wieki..." - wystukałem ostatnie zdanie najnowszego opowiadania, które miałem wysłać do "Dziennika", miejscowej gazety i przeciągnąłem się. Pisałem tą historie przez kilka dni praktycznie bez żadnej przerwy, byłem totalnie wykończony. Oczy same mi się zamykały, ale nie mogłem jeszcze zasnąć. Czekał mnie wieczór z Eleanor, była 10 rocznica naszego ślubu. Usłyszałem cichy śmiech zza drzwi. Uśmiechnąłem się i rzuciłem "Proszę wejść". Dzieciaki uwielbiały kiedy tak do nich mówiłem - sądziły, że myślę, że na ich miejscu stoi jakiś ważny gość. Tak, to faktycznie sprawiało im radość. Drzwi otworzyły się i do mojej pracowni wszedł Tom i Lily. Trzymali w rękach swoje książki, które chcieli pokazać dziadkowi, który miał się nimi zająć tamtego wieczora.

- Ach, więc to wy! Myślałem, że to jakiś biznesmen lub wydawca... - pokręciłem głową udając rozczarowanie. Tom zaśmiał się głośno.
- To tylko my. Przynieśliśmy książeczki dla dziadziusia. Poczyta nam, prawda? - Lily zamrugała kilkakrotnie. Och, moja mała, słodka córeczka...
- O to już musisz zapytać jego samego. No to co, idziemy? Zrobimy dziadkowi niespodziankę i przygotujemy dla niego ciasteczkową ucztę, co wy na to? - w odpowiedzi usłyszałem radosny okrzyk. Wszyscy pobiegliśmy na dół by wyłożyć na talerze ciastka, które upiekła El i nalać mleka do szklanek.

Tom ma teraz 10 lat. Jest taki dzielny, odważny i wysportowany. Gra w piłkę nożną w szkolnej drużynie na pozycji napastnika. Ostatnio "Tygrysy" wygrały mecz. Jestem ogromnie dumny z syna. A Lily? To taka słodka, urocza, miła dziewczynka. Chodzi jeszcze do przedszkola, ale jak na pięciolatkę jest bardzo inteligentna. Ma to po mamie. Niestety żadne z nich nie ma uzdolnień muzycznych. A szkoda, mogliby mnie zastąpić na dużej scenie. Teraz gdy tak sobie myślę o przeszłości wiem, że dobrze zrobiłem odchodząc z One Direction, mogę prowadzić spokojne życie. A Harry? Harry siedzi w pace... Chyba trochę przesadziłem i zbyt go do siebie przywiązałem, nie chciał mi dać ułożyć sobie życia z kimś innym. Kocham go nadal, jak przyjaciela lub brata, ale nie mogę mu wybaczyć tego, że zamordował Charlie Brown po tym wszystkim co zrobiłem, aby ją poznać, aby z nią żyć. Muszę się z tym pogodzić. Znalazłem już kobietę mojego życia... Eleanor. Eleanor Tomlinson - jak to pięknie brzmi. Moja rodzina ją polubiła, a ja nie wyobrażam sobie bez niej życia. Oprócz bezgranicznej miłości wiążą nas też dzieciaki, które są dla nas tak bardzo ważne. Nie mam zamiaru wspominać Tomowi i Lily o Harry'm. Nie chcę, aby poznali moją przeszłość, a co gorsza JEGO. Może kiedyś, gdy już wyjdzie z więzienia, spotkam się z nim towarzysko, chciałbym pogadać z nim na spokojnie o tym wszystkim. Może odpowie mi w końcu co nim wtedy kierowało. Natomiast z Liamem, Zaynem i Niallem dalej utrzymuję kontakt. Kilka lat temu odbył się huczny ślub Niallera i Rose. Wybrała jednak Irlandczyka niż naszego Bad Boy'a. Zbyt dużo słów musiałbym zużyć aby opowiedzieć o tej miłosnej historii. 

- Otworzę - powiedziałem cicho słysząc dzwonek do drzwi. Tak, nie pomyliłem się.
- Dziadek! - dzieciaki rzuciły się w jego stronę i zaczęły od razu opowiadać mu o swoich książkach, które przygotowały na ten wieczór. Podszedłem bliżej.
- Dobry wieczór, tato - uścisnąłem go serdecznie. Po chwili zauważyłem, że El robi to samo.
- Ach, dobry - uśmiechnął się staruszek i skierował wzrok w stronę stołu i klasnął w ręce. - To dla mnie? Kto przygotował takie przyjęcie?
- To my, dziadku! - powiedziała Lily.
- Jak miło z waszej strony. No to co, siadamy, jemu i czytamy? - uśmiechnął się szeroko tata.

Razem z nim miejsce na kanapie zajęły też dzieciaki. Korzystając z wolnej chwili, ja i Eleanor przebraliśmy się, pożegnaliśmy się z dziećmi i wyszliśmy z domu. Ciągle widziałem w głowie scenę, gdy oświadczałem się tej cudownej kobiecie. "Czy wyjdziesz za mnie?"... To było piękne. Otworzyłem żonie drzwi od samochodu i zatrzasnąłem, gdy już weszła do środka. Obszedłem samochód tyłem i gdy już miałem wsiadać usłyszałem jakby trzask gałęzi. Skierowałem wzrok w kierunku drzew oblanych ciemnością. Stałem tak w bezruchu dłuższą chwilę. Nagle dostrzegłem postać, która zrobiła kilka kroków do przodu. Ściągnęła kaptur jednym ruchem i uniosła lekko głowę. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Chyba miałem jakieś omamy. To był... Harry. Widziałem wyraźnie jego loki i błyszczące w ciemnościach kocie oczy. Na policzku miał świeżą ranę - na kształt lekko kanciastego serca. Pociął się nożem, który trzymał w dłoni. Stał w bezruchu i patrzył się na mnie swoimi ślepiami. Usłyszałem z samochodu tylko "Lou, chodź już". Otworzyłem drzwi i wsiadłem. Odpaliłem maszynę i odjechałem żegnając się spojrzeniem z Harrym. Ten wzrok... To serce na policzku... Ten widok już zawsze będzie mnie prześladował.

~ ~ ~

Tak, to już koniec. Koniec z tym opowiadaniem. Jak widzicie trochę przeniosłam się w czasie. Mam nadzieję, że efekt was zaskoczył. Dziękuję wam bardzo za czytanie, komentowanie, obserwowanie, wejścia. Kocha was wszystkich baaardzo mocno. Już niedługo będziecie mogli przeczytać moje najnowsze opowiadanie "Stone on fire" [KLIK], które będzie opowiadało o rockowej grupie One Direction - rozumiecie, mocniejsze brzmienia, nowe przygody, nowe spojrzenie na świat. A już teraz możecie znaleźć mnie na blogu "You slow it down" [KLIK]. Piszę tam perspektywę tancerki Tuesday Collins. Zapraszam do odwiedzania tych blogów.

Dziękuję, że byliście i jesteście razem ze mną. Dziękuję za miłe słowa i motywację, którą mi daliście. Było mi niezwykle miło pisać i i dzielić się z wami tym opowiadaniem. Love! xx

Majka,
@MajaMichalska

wtorek, 12 czerwca 2012

ROZDZIAŁ 12

Długo się nie zastanawiając i korzystając z tego, że wyglądałem dość dobrze, udałem się wolnym krokiem do Star Coffee, gdzie miałem zamiar porozmawiać z kierownikiem na temat Charlie - przy okazji otrzymać jej aktualny numer telefonu, o którym mówiła mi jej mama. Otworzyłem drzwi, wytarłem buty o wycieraczkę. Z radia wypływała linia spokojnych brzmień, które od razu wprawiały w dobry nastrój. Za barem stała wysoka dziewczyna z rudymi włosami związanymi w koka, twarz miała obsypaną tysiącami piegów i uśmiechała się do wszystkich wesoło. W lokalu siedziało kilka osób - większość to starsi panowie z głowami pokrytymi siwizną i z gazetą w rękach, popijający sobie kawę i zagryzający ciastkami z czekoladą. Powiedziałem głośno "Dzień dobry" i przybliżyłem się do blatu, przy którym stała kelnerka i barmanka zarazem. Spojrzałem na jej identyfikator - miała na imię Molly. Uśmiechnąłem się do niej szeroko.

- Witam w Star Coffee. Co podać? 
- Zastałem może szefa? - zapytałem szybko, stukając palcami o bar.
- Owszem. Aczkolwiek pan Triangle jest teraz bardzo zajęty.
- Proszę pani, to naprawdę ważne dla mnie. Muszę się spotkać z kierownikiem tej kawiarni, prędko - Molly westchnęła tylko cicho, odłożyła szklanki i machnęła ręką.
- Proszę za mną.

Zaprowadziła mnie przez zaplecze pod drzwi pokoju, na których wywieszona była tabliczka z napisem "George Triangle - właściciel". Dziewczyna zapukała trzy razy i po usłyszeniu słów "Proszę wejść" chwyciła za klamkę i otworzyła duże drzwi z okienkiem, które prowadziły do dość małego pokoiku w żółtych barwach. Zajrzałem zaciekawiony do środka.  Ujrzałem szafę dość sporych rozmiarów, kanapę, biurko tuż przy oknie, a za nim siedział sam szef budynku. Skłoniłem się delikatnie i uśmiechnąłem się lekko:

- Dzień dobry, panie Triangle. Nazywam się Louis Tomlinson i chciałem z panem porozmawiać na temat wieczorków muzycznych, które były organizowane właśnie w tym miejscu
- Panno Lee - skrzywił się- mówiłem, że jestem zajęty... Ugh. Witam, panie Tomlinson. Proszę usiąść - wskazał mi miejsce na kanapie - Molly, a tobie już dziękuję.

Dziewczyna posłusznie wyszła z pomieszczenia i zostawiła mnie samego z dyrektorem. Usiadłem na kanapie tak jak mi kazał i założyłem nogę na nogę. George Triangle był siwym staruszkiem w kraciastej koszuli. Wyglądał jak sympatyczny, pełen ciepła dziadek. Uśmiechnął się do mnie i westchnął, poczym usiadł tuż obok mnie i nałożył na talerzyk kilka ciastek z czekoladowymi wiórkami i podsunął mi go. Podziękowałem i odkaszlnąłem, a pan Triangle oparł się wygodnie i odchylił lekko głowę do tyłu, a ja rozpocząłem temat.

- Słyszałem, że były organizowane tu wieczorki muzyczne. Mieszkam w Londynie tyle lat, a nigdy wcześniej po nich nie usłyszałem... No ale jestem tu, aby porozmawiać z panem o nieco innej sytuacji. A właściwie nie sytuacji, a dwóch osobach.Czy kojarzy może pan  kędzierzawego chłopaka o nazwisku Styles? Ach, no i oczywiście byłą kelnerkę Charlie Brown?
- Owszem. Styles... O tak, wspaniały chłopak z cudownym głosem. Ma dzieciak talent...
- A Lie?
- Panna Brown pracowała tu dość długo, ale niestety musiała zrezygnować z pracy w tym miejscu. Wyjechała do Paryża, to podobno było jej marzenie.
- A wracając do Harry'ego... Jak rozpoczęła się jego przygoda z wieczorkami muzycznymi?
- Gdy był dzieciakiem codziennie przychodził do Star Coffee. Często śpiewał, a innym klientom się to podobało. Wymyśliłem więc wieczorki muzyczne, aby dać młodym, zdolnym ludziom szansę na rozwój talentu, ale także zarobić trochę pieniędzy. Śpiewał u nas co tydzień przez jakieś - mężczyzna zamyślił się - dwa lata. Przychodziła tu Charlie, która od razu zakochała się w głosie Harry'ego, no i przy okazji dostała tu pracę.

"Zakochała się w głosie Harry'ego, zakochała się w głosie Harry'ego..." - powtarzałem sobie to ciągle w myślach. Skoro mogła zakochać się w jego głosie, to i mogła zakochać się w nim. To jasne! Czemuż ja o tym wcześniej nie pomyślałem! Ale przecież Lie nie zachowywała się tego pamiętnego popołudnia tak, jakby znała Loczka. Wydała mu się zupełnie obca.

- No cóż, nie będę zabierał panu więcej czasu. Na koniec mam jeszcze ostatnie pytanie, a raczej ogromną prośbę.
- Zamieniam się w słuch, młody człowieku.
- Czy mógłby mi pan podać aktualny numer telefonu do Charlie?
- Ja? Nie sądzisz, Louisie, że gdyby chciała sama by ci podała?
- Ależ pani Triangle, pytałem również jej mamy, ale ona nie ma do niej numeru.
- A to dziwne... Powiedz mi tylko po co ci on potrzebny?
- Muszę się pilnie skontaktować z Brown. To naprawdę ważne.
- Sam nie wiem...
- Bardzo pana proszę, ogromnie mi na tym zależy - zrobiłem słodkie oczy, które zawsze działały na moich rodziców, więc dlaczego i nie miałyby zadziałać na jakiegoś staruszka?Pan George skrzywił się lekko, wyciągnął z kieszeni plik karteczek, oderwał jedną, zza ucha wyciągnął długopis i napisał numer telefonu.
- Trzymaj - poklepał mnie po ramieniu.
- Dziękuję panu ogromnie, jak mogę się panu odwdzięczyć? - uśmiechnąłem się szeroko.
- Nic nie musisz robić, mój drogi. Och, możesz pozdrowić ode mnie Harry'ego. Nie zapomnij mu też powiedzieć, że jeśli chce może zawsze przyjść do mnie i rozpocząć swą muzyczną karierę w mojej kawiarni.

Uścisnąłem dłoń starszego pana i wyszedłem z budynku, żegnając klientów i Molly. Teraz, gdy miałem już numer telefonu do Lie, mogłem w każdej sytuacji się z nią skontaktować. Szedłem wolnym krokiem w stronę domu. Byłe ogromnie zadowolony z przebiegu wydarzeń - szło mi jak po maśle!

~ ~ ~

Wybaczcie, że ten rozdział jest tak krótki. Niestety pisałam go na siłę, nie miałam weny. Pisałam tylko po to, aby napisać. I wiecie co? Wymyśliłam coś nowego. Oryginalne zakończenie, które na pewno nie wszystkim się spodoba, ale cóż. Mam jeszcze małe pytanko: ile rozdziałów tego opowiadania chcielibyście jeszcze przeczytać? Jesteśmy przy dwunastym, więc kiedy mam kończyć? W rozdziale dwudziestym? Czy może trzydziestym? Podpowiedzcie mi, będę wdzięczna. Ach, i jeszcze jedno. Pod jedenastką pisałam, że w tym rozdziale pojawi się KTOŚ i Lou będzie starał się wyciągnąć informacje o wieczorkach muzycznych od Hazzy. Przepraszam was, trochę zmieniłam plany. Mam nadzieje, że nie macie mi tego za złe.

Dzięki za przeczytanie. Komentujcie, jeśli możecie, bardzo mi na tym zależy i motywuje mnie to do działania bardzo, bardzo mocno. Zapraszam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podobało. Buziaczki! xx

Majka,
@MajaMichalska

środa, 23 maja 2012

ROZDZIAŁ 11

Tego dnia ubrałem się dość odświętnie, biorąc pod uwagę mój styl. Nałożyłem na siebie białą koszulkę, czarną muszkę, czerwone spodnie z brązowymi szelkami oraz białe tenisówki. Postanowiłem, że zrobię na pani Brown dosyć dobre wrażenie - miałem nadzieję, że przez mój ubiór odbierze mnie jako nieco poważniejszego człowieka i uzna, że może mi opowiedzieć o swojej córce. Swoją drogą przez telefon wydawała się całkiem miła i sympatyczna, aczkolwiek nie chciała się zbyt otworzyć, miałem wrażenie, że jakimś cudem wyminęła szerokim łukiem temat Charlie. I to chyba dobrze, bo cel i tak został osiągnięty. Teraz tylko spotkanie i rozmowa - na dodatek w jej domu - czyli według zasady "najtrudniejsze na koniec". Poprawiłem włosy i wyszedłem z domu. Przechodziłem przez wiele alei, ulic, parków, aż w końcu doszedłem na miejsce - High Holborn uśmiechało się do mnie i zachęcało do zwiedzania. "Nie przyszedłem tu na spacer" - pomyślałem. "Czas w końcu zacząć szukać tego cholernego domu". Po drodze napotkałem chłopaka, który klęczał na ulicy, grał na gitarze i śpiewał dość smutną piosenkę. Poznałem ją - to "Wait For You" Eliotta Yamina.

I never felt nothing in the world like this before you
Now I'm missing you and I'm wishing you would come back through my door
Why did you have to go?
You could have let me know; so now I'm all alone.

Girl you could have stayed but you wouldn't give me a chance

With you not around it's a little bit more than I can stand
And all my tears they keep running down my face
Why did you turn away?

Był mniej więcejwieku Harry'ego. Miał na sobie brudną koszulkę, lekko potarganą, brązowe spodnie oraz stare, znoszone trampki. Na głowie miał kilka loczków - nie była to taka lokowana burza jak u Hazzy, nie, u tego chłopaka praktycznie wszystkie były proste - z wyjątkiem końcówek. Po jego policzku zaczęła spływać duża łza, widziałem po jego twarzy, że jest bardzo nieszczęśliwy. Kipiały z niego emocje, patrząc na niego dałoby się popłakać - jak na filmie o tragicznej miłości. Wkoło niego gromadzili się ludzie, rzucali mu pieniądze, ale jemu chyba na tym nie zależało. Nie zwracając uwagi na brzęk monet oraz komentarze słuchaczy, śpiewał dalej: 

So why does your pride make you run and hide
Are you that afraid of me?
But I know it's a lie what you keep inside
This is not how you want it to be

So baby I will wait for you

Cause I don't know what else I can do
Don't tell me I ran out of time
If it takes the rest of my life

Baby I will wait for you

If you think I find it just ain't true
I really need you in my life
No matter what I have to do
I'll wait for you.

Po jakimś czasie zakończył piosenkę i otrzymał od wszystkich duże brawa. Podszedłem do niego bliżej, powiedziałem mu, że ma ogromny talent i że powinien zgłosić się do jakiegoś programu rozrywkowego, na co odpowiedział mi cicho: "Na co mi program, skoro mam przed sobą ulicę, którą kocham, z którą chcę dzielić się moimi przemyśleniami? Chcę dla niej grać. Przy okazji opowiadając innym moją własną historię. Na co mi program, skoro dla kilku osób w moim życiu jestem jak znany, lubiany wokalista? Cieszę się z tego co mam, a o tym czego zdobyć nie mogę, opowiadam wam - słuchaczom". Pochylił głowę i zaczął grać kolejny numer. Wzruszyłem tylko ramionami i ruszyłem dalej. Jeszcze przez chwilę myślałem nad tym, co powiedział mi ten chłopak z ulicy. Rozglądałem się po budynkach i w końcu znalazłem ten z numerem 163. Odetchnąłem głęboko i ruszyłem na wprost niego. Przycisnąłem guzik domofonu i przedstawiłem się. Drzwi otworzyły się. Wszedłem do środka i przeszedłem przez długi korytarz. Na jego końcu, w drzwiach stała niska kobieta w fartuchu. Uśmiechała się do mnie lekko, a małe kosmyki włosów opadały jej na oczy. Była zaskakująco podobna do Charlie. Podszedłem bliżej, ująłem jej dłoń i pocałowałem. Chciałem być dżentelmenem.


- Witam panią. Jak mija pani dzień? - zapytałem radośnie.
- Ależ dobrze, proszę, wejdź do środka. Nie będziemy przecież rozmawiali na korytarzu - ruchem ręki zaprosiła mnie do mieszkania. Wszystko było urządzone w naprawdę dobrym stylu - elegancko, a zarazem można było odczuć domową atmosferę i jej ciepło napływające od czubków palców u stóp, aż po czubek głowy. Wciągnąłem zapach powietrza do nosa - tak, czułem szarlotkę. Lubiłem zapach tego ciasta, przypominał nieco woń włosów mojego współlokatora.
- Proszę usiąść. Napijesz się czegoś, Louisie? Kawka, herbatka? Upiekłam też ciasto…  
- Poproszę herbatę – przerwałem z uśmiechem na ustach. Po chwili otrzymałem ciepły napój i upiłem łyka.
- Więc może przejdźmy do tematu. Chcesz porozmawiać o mojej córce, tak?
- Owszem. Mam do pani kilka pytań, które mnie męczą już od dawna. Charlie pracowała w tej kawiarni, hmmm, Star Coffee?  Byłem tam z moim współlokatorem. Później Lie zniknęła…
- Co ty opowiadasz, chłopcze? Charlie i zniknięcie? Nonsens.
- To gdzie jest teraz w takim bądź razie? – zapytałem.
- Jak to gdzie? Wyjechała poznawać świat. Uzbierała trochę pieniędzy, resztę odziedziczyła po dziadku. Teraz przebywa w Paryżu – na te słowa dosłownie oniemiałem. Otworzyłem szeroko usta ze zdumienia i nie mogłem z siebie wykrztusić ani słowa. – No mój drogi, widzę, że nie wiesz za bardzo co u niej. Ale przecież mogłeś się z nią jakoś skontaktować.
- Ależ proszę pani, nie mam numeru telefonu do pani córki.
- A skąd masz mój, Louisie?
- Dostałem od Rose. Rose Baker.
- Och, Rose? Tak dawno jej nie widziałam. Jak dziewczynki były małe, Rose często odwiedzała Lie, były najlepszymi przyjaciółkami. To zaskakujące, że straciły kontakt.
- Kiedyś mówili coś w telewizji o śmierci jakiejś dziewczyny. Niektórzy podobno twierdzili, że to pani córka. Wie coś pani o tym?
- Słucham? To absolutnie nie możliwe. Eh, co za bzdury paplają w tej telewizji… Poczekaj chłopcze, przyniosę szarlotkę.
- Bardzo dziękuję. Mam jeszcze małe pytanko. Wie pani kim jest Harry Styles?
- Harry Styles… Harry Styles… To nie jest jakiś aktor? – zapytała kobieta. – Ach, no tak, już sobie przypominam. To przecież kolega Charlie z wieczorków muzycznych.
- A więc z tymi wieczorkami muzycznymi to prawda…
- Oczywiście. Harry to taki sympatyczny chłopak. A na dodatek te jego loczki. Śliczny, mądry i utalentowany. Też chciałabym mieć takiego syna. Chwila. Czemu o niego pytasz?
- To on jest moim współlokatorem, o którym wspominałem – uśmiechnąłem się.
- Ojej, naprawdę? No popatrz, popatrz jaki ten świat malutki.

Posiedziałem jeszcze chwilę, zjadłem dwa kawałki jabłecznika i wypiłem do końca herbatę. W międzyczasie gawędziłem jeszcze z panią Rebeccą o muzyce, sztuce, nauce. Na odchodne zapytałem jeszcze czy mogłaby mi podarować numer telefonu do jej córki. Pani Brown odpowiedziała mi, abym poprosił o numer u kierownika kawiarni, w której pracowała Charlie – on ma jej aktualny numer telefonu. Pocałowałem kobietę w rękę, pożegnałem się i wyszedłem z domu. Osiągnąłem jeden z małych celów, które sobie wyznaczyłem. Wszystko szło w jak najlepszym kierunku. 


~ ~ ~ 

Tak więc mieliście okazję przeczytać rozdział 11. Mi osobiście się podoba. Ale uprzedzam: nie myślcie, że wszystko dalej będzie tak pięknie, ładnie, bo nie będzie. W następnym rozdziale, Louis będzie starał się wyciągnąć od Harry'ego informacje o wieczorkach muzycznych. Pojawi się też KTOŚ. Tego nie mogę zdradzić. W każdym razie sądzę, że nie powinniście czuć niedosytu po tym rozdziale, według mnie był dość ciekawy, no i przede wszystkim nie musieliście na niego długo czekać. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. 

Wielkie dzięki za przeczytanie. Jeśli to czytacie to zostawcie komentarz, bardzo mi na tym zależy. Zachęcam do czytania kolejnych rozdziałów, bo będzie interesująco, a więc naprawdę warto. Kiss! xx

Majka,
@MajaMichalska

sobota, 19 maja 2012

ROZDZIAŁ 10

Nie moglem zasnąć, wciąż myślałem o dzisiejszej rozmowie z Rose. Trzymałem w ręku kartkę z numerem do Rebbecy Brown i zastanawiałem się czy chwycić za telefon i zadzwonić. Właściwie było już późno - pięć minut przed północą, więc z telefonu do matki Charlie nici, co najwyżej można spróbować jutro. Tymczasem siedziałem na sofie i jednym okiem zaglądałem na ekran telewizora. Akurat puszczali "Widmo" - horror, który od dawna chciałem obejrzeć. Odłożyłem kartkę, telefon i rozsiadłem się wygodnie. Oddałem się telewizyjnym przyjemnościom. Nie ukrywam, że w pewnych momentach nieźle się przestraszyłem, serce podchodziło mi do gardła. Zastanawiałem się kto wymyśla takie filmy... Pewnie psychopata z wariatkowa. No bo kto normalny mógłby stworzyć coś takiego? Podczas sceny finałowej usłyszałem szelest za swoimi plecami. Wstrzymałem oddech i wolnymi ruchami sięgałem po koc, którym miałem zamiar się przykryć. Dziwne odgłosy były coraz bliżej mnie. Nagle z telewizora wykipiały przerażające dźwięki - krzyk człowieka, a w tym samym momencie poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyłem do góry i zacząłem wrzeszczeć jak opętany. Biegałem po całym pokoju, machając chaotycznie rękami, nie przestając krzyczeć. Nagle kątem oka ujrzałem ubraną na biało postać. Wydobyłem z siebie tylko ciche "Słodki Jezu" i upadłem na ziemie. Najwidoczniej straciłem przytomność.


***

Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem przed sobą znajomą twarz z tymi oszałamiająco pięknymi ślepiami. Wyciągnąłem rękę w ich stronę. Przez przypadek moje palce zaplątały się w te delikatną burzę włosów, które pachnęły jabłkami. Rozejrzałem się i uświadomiłem sobie, że jestem w domu. Skierowałem twarz w kierunku człowieka, który siedział obok mnie. Zobaczyłem, że szeroko się do mnie uśmiecha. Tych cudnych, śnieżnobiałych ząbków nie sposób było zapomnieć. Te oczy, uśmiech, włosy... To przecież był... 

- Harry - jęknąłem cicho.
- Tak, to ja. Wyspałeś się koleżko? Zgodnie z moimi zaleceniami? - jego buzia zyskała podejrzliwego wyrazu. Nie wydałem z siebie najmniejszego odgłosu, rozglądałem się po pokoju. - Coś mi się nie wydaje...
- Och, mniejsza o to. 
- Właściwie, Lou, to powinienem cię przeprosić. Zdajesz sobie sprawę, że to mnie widziałeś kilka godzin temu? To mnie się przestraszyłeś. Byłeś tak zajęty oglądaniem filmu, że nie spostrzegłeś, gdy wszedłem do domu, przebrałem się w piżamę. No wiesz, tą białą. Chciałem po prostu dać ci do zrozumienia, że już wróciłem, dlatego położyłem dłoń na twoim ramieniu. Przykro mi, że tak wyszło... - zarumienił się. - Ale przyznam, że wyglądałeś śmiesznie biegając jak szalony po pokoju - zachichotał głośno.
- Tak, tak. Śmiej się dalej, Harry, śmiej się... Zobaczymy tylko jak ja ci kiedyś wywinę taki kawał. Zobaczymy, czy będzie ci do śmiechu - puściłem do niego oczko, wysuwając na wierzch język. - Która jest właściwie godzina? - zapytałem podnosząc się z sofy. 
- W pół do czwartej. Trwa godzina duchów - powiedział Hazza, bucząc jednocześnie, co miało brzmieć na tyle strasznie, aby mnie przestraszyć. W odpowiedzi zaśmiałem i się i uderzyłem go lekko w rękę.

Przez kilka najbliższych godzin rozmawialiśmy, aż do pojawienia się słońca. Było tak przyjemnie, że aż nie zauważyliśmy ile tak naprawdę minęło czasu. Żałowałem trochę, że robiłem to po części tylko dla dobra sprawy, ale cóż, nie mogłem postąpić inaczej. W końcu nie raz i nie dwa głowiłem się nad lepszym rozwiązaniem, ale to była jedyna możliwość, aby wyciągnąć coś od osiemnastolatka. Coś za coś. Prosiłem tylko w głębi duszy, aby Harry nie domyślił się co planuję - wtedy poniósłbym całkowitą klęskę, wszystko by przepadło. Na to nie mogłem pozwolić. Nadszedł więc czas na "zwiększenie dawki". Potrzebowałem skutecznego środka, który zadziałałby na Harry'ego tak mocno, że szybko opowiedziałby mi wszystko ze szczegółami o swojej przeszłości. Około godziny szóstej, Hazza stwierdził, iż przydałby mu się sen. To była doskonała okazja. Dlaczego by z niej nie skorzystać? Wziąłem go za rękę i zaprowadziłem do jego sypialni. Gdy tylko położył się do łóżka, ku jego zaskoczeniu zrobiłem to samo. Przewróciłem się na bok i podparłem głowę łokciem. Spojrzałem na niego cwaniacko i wyciągnąłem drugą rękę w jego kierunku. Zacząłem delikatnie dotykać jego włosy. Moja dłoń schodziła coraz niżej - zjeżdżałem po jego policzku, szyi. W końcu zatrzymałem się na torsie. Zbliżyłem usta do jego ucha i dotykając lekko wargami jego płatka usznego, wyszeptałem: "Śpij, Kocie, posiedzę tu przy tobie". Poczułem, jak chłopak wstrzymuje oddech. Cicho westchnął i przełknął ślinę, po czym zamknął oczy. Najwidoczniej był mocno rozpalony, widziałem, że podobało mu się to co przed momentem zrobiłem. Chcąc jeszcze bardziej rozpalić zmysły Harry'ego, wsunąłem rękę pod jego koszulkę i delikatnie głaskałem jego umięśniony brzuch. Przez głowę przeszła mi myśl, że chciałbym czegoś więcej, ale szybko to z niej wyrzuciłem - nigdy nie odczuwałem pociągu do chłopaka, nie mógłbym być homo, a nawet biseksualny.

- Lou... Przestań - powiedział cicho Hazza, zaciskając powieki jeszcze bardziej.
- Dlaczego? Przecież wiem, że ci się to podoba - rzuciłem. - A z resztą... Śpij, odpoczywaj, zostanę tu przy tobie. Jeśli pozwolisz.
- To nie powinno się stać... Ale jeśli chcesz, to możesz zostać tu jeszcze chwilkę.

Nastąpiła cisza. Po około 10 minutach usłyszałem ciche chrapnięcie. tak, to Harry wydał ten dźwięk. Zabrzmiało to jak pomruk małego kociaka. Było to tak słodkie, że nie sposób było się nie uśmiechnąć chociaż na sekundę. Właściwie to przecież Harold był takim kociakiem - miał bystre spojrzenie, delikatny głosik i cudownie miękkie, kręcone włosy, za którymi oszalała już nie jedna kicia. Pstryknąłem go lekko w nos i wstałem z łóżka. Przeciągnąłem się, poprawiłem fryzurę i jeszcze raz spojrzałem na kędzierzawego chłopca. Odwróciłem się, otworzyłem cicho drzwi i poprzez długi korytarz dostałem się do kuchni, gdzie spostrzegłem mój telefon z napisem "Masz nową wiadomość" na wyświetlaczu. Podniosłem go i przeczytałem SMS'a - był od Rose. "I co, dzwoniłeś już do matki Lie?" - napisała. Podniosłem wzrok i uświadomiłem sobie, że już najwyższa pora, aby wykonać połączenie. Przeszukałem dokładnie swoje kieszenie od spodni. Tak. W prawej znalazłem małą kartkę z numerem telefonu. Na klawiaturze telefonu wystukałem 9 cyfrową kombinację cyfr i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Odetchnąłem głęboko i przyłożyłem ucho do komórki. Po chwili usłyszałem ciepły, kobiecy głos.

- Czy dodzwoniłem się do pani Rebbecy Brown? - zapytałem.
- Tak, z kim mam przyjemność?
- Louis Tomlinson - przymróżyłem oczy, tak jak zawsze, gdy kłamałem - kolega pani córki, Charlie.
- Och, witaj, chłopcze. Więc o co chodzi?
- Chciałbym z panią porozmawiać. Ale to chyba nie jest rozmowa na telefon... Przynajmniej tak mi się wydaje.
- No cóż, skoro to takie ważne, to może odwiedzisz mój skromny dom? Byłabym zachwycona, nie lubię ruszać się gdzieś dalej. Przy okazji może jakaś kawka, ciastko. Mam wolny czas, hmmm, pojutrze. Mam nadzieję, że pasuje ci godzina dwunasta. To co, mam ci podać adres, chłopcze?
- Jeśli łaska...
- 163 High Holborn. Mam nadzieję, że zapisałeś - kobieta odetchnęła ciężko - nie mam siły powtarzać drugi raz. Więc jesteśmy umówieni, zgadza się?
- Owszem. Dziękuję bardzo. Do zobaczenia.

~ ~ ~ 

Nareszcie, doczekaliście się, o tak. Wiem, wiem. Zaniedbałam opowiadanie, no ale cóż, primo - ostatnio miałam dużo spraw na głowie, secundo - nie miałam weny. Z trudem napisałam ten rozdział. Ale mam nadzieję, że się podobał. No i moment z Larrym. Zrobiłam z Louisa lekkiego chama, ale co tam, dla dobra sprawy musi poświęcić swoją znajomość z Hazzą. Nie pytajcie mnie kiedy następny rozdział, bo naprawdę nie wiem. Spróbuję zacząć pisać go od razu, ale dodam go po tym, jak pod tym rozdziałem znajdzie się 10 komentarzy (nie, nie dlatego, bo jest 10 rozdział). Aha, no i od razu usprawiedliwiam się za ten adres domu mamy Charlie. Nie znam się na angielskich adresach, przepraszam. 

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Dzięki za przeczytanie. Zachęcam do "zamawiania" przypominajek o nowych notkach. Całusy! xx

Majka,
@MajaMichalska

sobota, 28 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 9

Stukałem wolno palcami o blat stołu. Tego dnia było wyjątkowo zimno, więc opatuliłem się swoim płaszczem i schowałem twarz w szalik. Czekałem już na nią dość długo, lecz nie pojawiała się. Spojrzałem na zegarek, wzruszyłem ramionami i zaplotłem ręce na krzyż. Chwilę później usłyszałem dźwięk dzwonka, wiszącego nad drzwiami wejściowymi. Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem bladą dziewczynę, z którą byłem umówiony. Wstałem z krzesła i przyjrzałem się jej dokładnie: miała na sobie biały, luźny sweter, niebieskie rurki i szal w tym samym kolorze. Stąpała po ziemi stopami uzbrojonymi w ciężkie, skórzane buty, a w ręce dzierżyła małą, białą torebeczkę. Włosy spięte miała w luźnego koka, więc niektóre pasma włosów opadały jej niesfornie na twarz. Wyglądała uroczo. Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do mojego stolika. Dała mi ręką znak, który miał oznaczać, żebym już usiadł. Blondynka zrobiła to samo. Przez moment siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Słuchać było tylko kaszel przeziębionej kelnerki, wiatr wiejący za oknem i odgłos czajnika z zaplecza.

- Witaj, Louis - powiedziała cicho Rose.
- Cieszę się, że znów cię widzę...
- Tak, nie wątpię - rzekła. - Ale właściwie o czym chciałeś ze mną porozmawiać? Przez telefon brzmiałeś na lekko zdenerwowanego. Czy coś się stało?
- Przede wszystkim chciałbym cię przeprosić. Trochę głupio wyszło ostatnim razem, nie wiem co wtedy stało się Harry'emu. Nigdy się tak nie zachowywał, a tym bardziej, gdy są u nas tak długo wyczekiwani goście.
- To moja wina. Nie potrzebnie wspominałam o Charlie. Ale... - na chwilę głos blondynki "zawiesił się". - Czy ona na prawdę nie żyje?
- Tego nikt nie może być pewny. Dlatego właśnie zadzwoniłem do ciebie. Pomyślałem, że może ty wiesz coś więcej na ten temat.
- Niestety. A skąd wy się właściwie znacie? Brown nigdy nie wspominała o tobie.
- To długa historia... - westchnąłem. - Szkoda byłoby marnować czas na te moje opowiastki.
- Poczekaj, chyba coś mi się przypomniało. Wydaje mi się, że Harry i Charlie mogli się wcześniej znać. Poznali się bodajże na wieczorku muzycznym, który odbywał się w tym lokalu. 
- Hazza i wieczorki muzyczne? Nie możliwe - zachichotałem cicho. - Odkąd rozpadł się nasz zespół, Styles nie śpiewał.
- Ale to wszystko było jakieś 5 lat temu. Zanim jeszcze założyliście zespół, wtedy jeszcze nawet nie znaliście się.
- Ale… To nie możliwe. Harry mówił mi, że nigdy nie był w Londynie, zanim poznał mnie. Coś chyba ci się pomieszało…
- Możesz mi wierzyć, albo nie, ale wiedz, że ogromnie się staram przypomnieć sobie jak najwięcej istotnych szczegółów. Poza tym, sam chciałeś się tu ze mną spotkać, więc…
- W porządku – przerwałem. - Możesz mówić dalej. No, słucham.

Rozmawialiśmy ze sobą dosyć długo. Pogadaliśmy o Harrym, Charlie, tej knajpce. Rose wręczyła mi kartkę i z numerem telefonu i poleciła mi, abym spróbował skontaktować się z mamą „nieżywej” kelnerki. Właściwie, to nie był zły pomysł. Dostałem namiary do jej rodziny, więc w każdym czasie mogłem zadzwonić. Postanowiłem, że spróbuję poszperać trochę w sieci, może udam się do redakcji lokalnej gazetki? Zawsze to szansa, aby nabrać odrobiny rozgłosu dla całej sprawy. Chociaż nie mogłem zdecydować: czy lepiej skorzystać z mocy specjalistów, czy sam to załatwić. Nie było to takie proste. Najpierw trzeba było by zrobić listę wszystkich „za” i „przeciw”. Najważniejsze jednak jest to, by w najbliższym czasie zbliżyć się do Hazzy. Skoro jest tak jak mówi Baker, to może mógłbym wyciągnąć coś od osiemnastolatka. Tak. Gdy wróciłem do domu, nie zauważyłem chłopaka. Wszedłem do kuchni i zauważyłem czerwoną kartkę na stole, która mówiła:

Louis! Wybacz, że znów nie ma mnie w domu, ale musiałem, po prostu musiałem, wyjść na zewnątrz i trochę pospacerować. No i przy okazji chcę cię uprzedzić, że dziś już NIE WYPIJĘ ŻADNEGO ALKOHOLU! Będzie ciężko, ale w końcu jestem Styles. No i ie chcę cierpieć na kaca jutro rano. I nie chcę żebyś widział mnie w takim stanie. Trzymaj się, wrócę w nocy, nie czekaj na mnie. Masz się wyspać, zrozumiano?
Twój najlepszy współlokator – Harold.

~~~

 Wybaczcie, że dodaję ten rozdział tak późno, ale miałam problemy z komputerem. Na dodatek jest strasznie krótki, ale cóż. Musicie mi to wybaczyć. Dziękuję za ponad 3500 wejść i 17 obserwujących! Nawet nie wiecie, jak się jaram! W komentarzach możecie pisać, co chcielibyście zobaczyć na tym blogu, może macie jakieś uwagi na temat sposobu mojego pisania, może macie jakiś pomysł? Chętnie wykorzystam WSZYSTKO, co mi się spodoba. Więc na prawdę, liczę na waszą pomoc. 

Zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów. Mam nadzieję, że się podobało! Buziole! xx

Majka,
@MajaMichalska

wtorek, 17 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 8

Od wczesnego ranka byłem na nogach. Tej nocy nie chciało mi się zbytnio spać, więc odkąd tylko skończyła się cisza nocna, ruszyłem do kuchni i zacząłem przygotowywać śniadanie. Lubiłem gotować, chociaż czasami udawało mi się spalić czajnik, albo przesłodzić herbatę. Mimo wszystko dalej próbowałem swoich sił w gastronomii, bo trening czyni mistrza. Mniej więcej koło godziny dziesiątej usłyszałem tuptanie, dochodzące z korytarza prowadzącego do sypialni mojego współlokatora. Chwilę później ujrzałem kędzierzawą czuprynę wystającą zza drzwi. Uśmiechnąłem się na widok zaspanego chłopaka i puściłem mu oczko.

- Witaj, Harry - powiedziałem wesoło.
- Cześć... - osiemnastolatek podrapał się po głowie i przetarł zaspane oczy. Podszedł do stołu, oparł się o krzesło i wciągnął nosem zapachy mieszczące się w pomieszczeniu.
- No i jak? Podoba ci się śniadanie? - zapytałem wycierając ręce papierowym ręcznikiem. - Wiesz, chciałem, żeby wszystko było dobre, chociaż może sam to ocenisz? 
- Lou, nie obraź się, ale nie mam siły na jedzenie - odparł Hazza ze skwaszoną miną. Od razu domyśliłem się co może mu dolegać. 
- Kac? - Loczek pokiwał tylko potwierdzająco głową. - Mam tu dla ciebie szklankę mleka, wypij, dobrze ci zrobi - podałem mu szklankę i oczekiwałem na jakąś odpowiedź z jego strony. Po chwili przyglądania się naczyniu z napojem, kędzierzawy chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
- Moja mama zawsze powtarza: "Lecz się tym, czym się strułeś". Masz może coś mocniejszego? - zapytał, a ja odpowiedziałem mu głośnym śmiechem.
- Pij to mleko i nie marudź, jeszcze musisz zjeść śniadanie, a potem kapciuszki, telewizorek i odpoczywać. Musisz odzyskać siły, bo wczoraj nieźle zabalowałeś, prawda?
- A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Tak się upiłem, że nic nie pamiętam. Kompletnie nie pamiętam co się wczoraj działo...


Na szczęście w porę ugryzłem się w język. Już miałem powiedzieć mu co chciał ze mną zrobić, ale przypomniałem sobie o mojej "tajnej misji" - jeśli oczywiście można to tak nazwać. Postanowiłem, że nie będę o tym wspominać, bo to utrudni mi zadanie. Usiadłem do stołu. Harry wypił duszkiem mleko ze szklanki i przycupnął na krześle obok. Rozejrzał się po blacie, jego wzrok zatrzymał się na talerzu wypełnionym naleśnikami z jabłkami i wzdychnął. W jego oczach zauważyłem błysk. "Ziemia obiecana" - jęknął cicho i spojrzał na mnie pytająco.


- Tak, możesz jeść - powiedziałem rozbawiony. - Tylko uważaj, nie zakrztuś się.
- Ho, ho. Dobrze, tato - stwierdził Hazza, pakując na talerz kilka placków za jednym zamachem. Podniósł naczynie z jedzeniem do góry tak, że jego nos prawie się z nim stykał i zaczął wąchać. - O Boże, zbawienie!


***

Po posiłku nadszedł czas na sprzątanie. Harry'ego wysłałem do łóżka, a sam wziąłem się do roboty. Przy zmywaniu naczyń polewałem sobie ręce płynem do mycia i szybko spłukiwałem wodą, aby powstała piana. Od dziecka tak robiłem. To jedna z najprzyjemniejszych zabaw, w którą można pobawić się pracując. Właściwie, nie powinienem już tego robić, jestem już za dorosły na takie zabawy. Zachowuję się jak małe dziecko, ale... To jest chyba we mnie najlepsze. Niespodziewanie poczułem czyjeś dłonie na moich ramionach. Serce prawie odmówiło mi posłuszeństwa - stałem jak ściana. Nagle poczułem ciepło. Odwróciłem głowę lekko w lewą stronę i ujrzałem burzę loków oraz ich właściciela, który się do mnie przytulał. "Ach, Harry..." - pomyślałem. 

- Śniadanie było przepyszne, dziękuję - powiedział mi na ucho.
- Ależ nie ma za co, Haroldzie - odpowiedziałem z uśmiechem na ustach. 
- Czy taka niespodzianka będzie czekała na mnie zawsze, gdy będę w takim stanie? - zapytał.
- Zobaczymy... - odwróciłem się w jego stronę, przejechałem dłonią po jego zarumienionym policzku i kawałku dolnej wargi, gdzie dostrzegłem ranę po ugryzieniu. Wzdychnąłem, odwróciłem się z powrotem w kierunku zlewu i powróciłem do swojego zajęcia. Chłopak puścił mnie i odszedł wolnym krokiem. 

Spojrzałem za siebie, nie widziałem nikogo. Wytarłem mokre ręce w ręcznik i poprawiłem grzywkę kilkoma delikatnymi ruchami. Sięgnąłem po telefon ze stołu i wszedłem w kontakty. Wybrałem numer Rose i przycisnąłem zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłem aparat do ucha i usłyszałem ciepły, damski głos. Tak, to była ONA.


- Cześć, z tej strony Louis - powiedziałem pospiesznie.
- Ach, to ty... Hej, Lou, miło cię usłyszeć.
- Trochę niezręcznie wyszło na tym koleżeńskim wieczorku u mnie w domu... Może miałabyś ochotę się spotkać? Tym razem bez Harry'ego, w jakiejś kafejce. Co ty na to? Mam do ciebie jedną sprawę, chciałbym o tym porozmawiać.
- No dobrze... Może jutro, o piętnastej w Star Coffee? - zaproponowała dziewczyna.
- Idealnie. Będę czekał - rzekłem cicho. W odpowiedzi usłyszałem tylko dźwięk, który miał oznaczać, że blondynka przerwała rozmowę. 


Stanąłem tyłem do kuchennego kredensu, oparłem na nim ręce i podniosłem się na nich. Przycupnąłem delikatnie na brzegu mebla i delikatnie machałem nogami. A więc umówiłam się z Baker. I to w kawiarni, w której pracowała Charlie. Może wtedy dowiem się czegoś ciekawego... Zawsze warto spróbować. Rozejrzałem się. Na jednym z krzeseł leżał brązowy notatnik przewiązany czerwoną wstążką - to był mój pamiętnik. Zeskoczyłem z kredensu i ruszyłem w jego stronę, aby zapisać kilka swoich przemyśleń na temat otaczającego mnie świata. Potrzebowałem tego bardziej, niż herbata cukru. 

~ ~ ~

Chcecie rozdział, tak?! Ja mam jeszcze megawypaśne chrupki do zjedzenia, a wy chcecie rozdział, tak?! Dobrze... Dam wam ten rozdział. Tylko nie narzekać. Więcej Charlie też chcieliście, ale o tym poczytacie w następnej notce - w tej macie Hazzę na kacu. Jest momencik z Larrym, więc czego chcieć więcej? Ogólnie chyba się trochę poprawiłam, nie sądzicie? Mi się wydaje, że robię postępy. Pamiętajcie, że jak chcecie powiadomienie o NN na Twitterze to mi to napiszcie, bo nie jestem wróżką i trudno mi stwierdzić, czy ktoś chce, czy nie. A tak poza tym to jestem chora, pisałam ten rozdział mając dość silne osłabienie, więc weźcie poprawkę na mnie i moje zachowanie. 

Dzięki, za przeczytanie, wejścia, komentarze, dodawanie do obserwowanych, uwagi i pochwały, wnioski i zażalenia. Czuję power i chcę mi się dla was pisać, więc oby tak dalej! Buzi! xx

Majka,
@MajaMichalska

sobota, 14 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 7

Przeglądałem czarno-białą gazetę regionalną, popijając herbatę zgodnie z angielską tradycją. Siedziałem na kanapie przed telewizorem całkiem sam, ponieważ Harry znów gdzieś uciekł. Ostatnio rzadko go widywałem. Widocznie po wypaplaniu mi tego skrawka ukrywanej przez niego prawdy, czuł lekką niechęć i wstyd. Nie dziwię się, sam też tak bym się czuł. Mimo wszystko postanowiłem zacząć naciskać na Harry'ego - może dzięki temu wyjawi mi więcej szczegółów dotyczących jego jakże dziwnego zachowania. To był jedyny sposób, bo uświadomiłem sobie, że po dobroci nic nie załatwię. Musiałem w końcu zacząć rozwiązywać tą całą zagadkę z pełną mocą, a do tego potrzebowałem szczegółowych "zeznań" mojego współlokatora. Pojawia się zatem jedno, zasadnicze pytanie: jak mam to z niego wyciągnąć? Nie chcę być jakiś natrętny, a wiem, że sympatycznymi pogaduszkami tego nie załatwię. Czyżbym musiał posunąć się do bardziej radykalnych środków? Ale... To będzie bolało. Ale cóż, brak innego wyjścia spowodował, że musiałem się na to zdecydować w trybie natychmiastowym. Potrząsnąłem głową i uświadomiłem sobie, że przez ostatnie 15 minut wodziłem wzrokiem po literach, a nie zwracałem uwagi na tekst. Uśmiechnąłem się i upiłem duży łyk herbaty, po czym położyłem się na kanapie i przykryłem się kocem. Po kilku minutach usnąłem, ale moja drzemka nie trwała zbyt długo, ponieważ gdy tylko udało mi się pierwszy raz zachrapać, usłyszałem trzask drzwi wejściowych. Przewróciłem oczami. To już we własnym domu kimnąć się na chwilę nie można? Usiadłem i przeciągnąłem się, po czym przeczesałem włosy palcami i w skupieniu wpatrywałem się w młodego człowieka, który na stojąco próbował rozwiązać swoje trampki, co nie szło mu zbyt dobrze, bo chwiał się i potykał o własne nogi. Można było zauważyć, że nie jest trzeźwy.

- Hej, hej! Kocie! Gdzieś ty był przez cały Boży dzień? - zapytałem. - Ładnie to tak wychodzić bez uprzedzenia i wracać wieczorem? Co jak co, ale twoja mama inaczej cię wychowała.
- Louis, kochanie - podszedł do mnie chwiejnym krokiem i nachylił się na mnie smyrając delikatnie opuszkiem wskazującego palca mój nos, aż w końcu kichnąłem. Harry zaśmiał się głośno i poleciał wprost na stół.  Pokręciłem głową z pogardą, wstałem z kanapy i chwyciłem go za rękę.
- Chodź, położysz się i odpoczniesz, to dobrze ci zrobi - powiedziałem ciągnąc chłopaka w stronę jego sypialni, ale on stawiał opór.
- Nie, nie, nie. Nigdzie nie idę - wyrywał się, aż w końcu upadł na ziemie. Schyliłem się, aby pomóc mu wstać, ale osiemnastolatek pociągnął mnie za rękę i moment później wylądowałem na podłodze tuż obok niego.

Harry zaczął mi się dziwnie przyglądać. Uśmiechnął się jak mysz na widok sera i podczołgał się bliżej do mnie. Przypatrywałem mu się z zainteresowaniem i dostrzegłem iskierkę w jego oczach. Chwilę później Harry nachylił się nade mną i pocałował mnie w czoło i zachichotał. Nie wiedziałem co mam robić w tej sytuacji. Właściwie, nie miałem zbytnio czasu, żeby się głębiej zastanawiać, bo chłopak już trzęsącymi rękami rozpinał moją koszulę.

- A teraz się zabawimy - powiedział cicho i przejechał pazurkami bo mojej piersi, co nie ukrywam, zabolało.
- Kocie, nie tak ostro. Chcesz mi zrobić krzywdę? - syknąłem i ręką gładziłem podrapaną część mojego ciała z nadzieją, że ból trochę zaniknie.
- Och, przepraszam. Daj, pocałuję i nie będzie bolało... - gdy osiemnastolatek już dotykał wargami moją pierś, udało mi się jakoś odsunąć. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem zapinać koszulę w pośpiechu.
- Ej, młody, nie przesadzasz? Chyba troszkę się zapomniałeś... - dodałem. - A teraz wstawaj, czas najwyższy położyć się do łóżka.

Zaprowadziłem go do sypialni, położyłem na łóżku i przykryłem kocem. Chłopak usnął w trybie natychmiastowym. Wyciągnąłem rękę w stronę jego loków i zakręciłem je sobie na palcu. Pogłaskałem go po głowie i nagle poczułem niesamowitą więź pomiędzy mną, a nim. Czułem się szczęśliwy, że mogę siedzieć tuż przy nim i bawić się jego pachnącymi włosami. Zbliżyłem nos do jego loków i zatopiłem się w zapachu jabłkowego szamponu. Cud, miód i orzeszki. Żeby dłużej mu nie przeszkadzać, cicho zamknąłem za sobą drzwi od pokoju i udałem się do kuchni, by pogapić się trochę przez okno. Wetknąłem mój narząd węchu w  szybę i wpatrywałem się w ulicę. Nagle coś mi zaświtało. Człowiek pijany jest najbardziej szczery w słowach i gestach. A skoro Harry próbował mnie dziś "załatwić", to musiało to coś znaczyć. Pamiętam, gdy w dzień, w którym Zayn, Liam, Niall i Rose mieli odwiedzić nasz dom, chłopak zapytał mnie, czy pasujemy do siebie. Wtedy za bardzo nie wiedziałem co mam zrobić z tą informacją, ale teraz łączy się to w logiczną całość z dzisiejszym wydarzeniem. Po prostu mój Kot coś do mnie czuje. Czuje COŚ WIĘCEJ. Może dzięki temu będę mógł wyciągnąć od niego więcej? Z jednej strony trochę nie fair bawić się uczuciami drugiego człowieka, ale z drugiej nie ma innego wyjścia. Tak. To będzie odpowiedni krok. Odwróciłem się i usiadłem na krześle przy kuchennym stole, wcinając ciasteczka czekoladowe jak gdyby nigdy nic.

~ ~ ~

Co jak co, ale uważam, że ten rozdział był naprawdę dobry. Podoba mi się. Zdałam sobie sprawę, że nie warto zaczynać od nowa, bo chciałam stworzyć oryginalne opowiadanie i to mi się udało. Poza tym kochacie akurat taki sposób pisania i bardzo się z tego cieszę, bo potraficie dodać mi odwagi do dalszego pisania, dzięki wam wiem, że warto. Jesteście cudowni. Dziękuję, że się tak interesujecie tym wszystkim, podobno moje opowiadanie jest jednym z tych lepszych. Jej, cieszę się okropnie! 

Jeśli chcecie się przekonać jakie dalsze plany ma Louis i jak wytłumaczy się Hazza, czytajcie kolejny rozdział, który pojawi się (mam nadzieję) niedługo. Dzięki za przeczytanie. Kiss! xx

Majka, 
@MajaMichalska