sobota, 28 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 9

Stukałem wolno palcami o blat stołu. Tego dnia było wyjątkowo zimno, więc opatuliłem się swoim płaszczem i schowałem twarz w szalik. Czekałem już na nią dość długo, lecz nie pojawiała się. Spojrzałem na zegarek, wzruszyłem ramionami i zaplotłem ręce na krzyż. Chwilę później usłyszałem dźwięk dzwonka, wiszącego nad drzwiami wejściowymi. Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem bladą dziewczynę, z którą byłem umówiony. Wstałem z krzesła i przyjrzałem się jej dokładnie: miała na sobie biały, luźny sweter, niebieskie rurki i szal w tym samym kolorze. Stąpała po ziemi stopami uzbrojonymi w ciężkie, skórzane buty, a w ręce dzierżyła małą, białą torebeczkę. Włosy spięte miała w luźnego koka, więc niektóre pasma włosów opadały jej niesfornie na twarz. Wyglądała uroczo. Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do mojego stolika. Dała mi ręką znak, który miał oznaczać, żebym już usiadł. Blondynka zrobiła to samo. Przez moment siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Słuchać było tylko kaszel przeziębionej kelnerki, wiatr wiejący za oknem i odgłos czajnika z zaplecza.

- Witaj, Louis - powiedziała cicho Rose.
- Cieszę się, że znów cię widzę...
- Tak, nie wątpię - rzekła. - Ale właściwie o czym chciałeś ze mną porozmawiać? Przez telefon brzmiałeś na lekko zdenerwowanego. Czy coś się stało?
- Przede wszystkim chciałbym cię przeprosić. Trochę głupio wyszło ostatnim razem, nie wiem co wtedy stało się Harry'emu. Nigdy się tak nie zachowywał, a tym bardziej, gdy są u nas tak długo wyczekiwani goście.
- To moja wina. Nie potrzebnie wspominałam o Charlie. Ale... - na chwilę głos blondynki "zawiesił się". - Czy ona na prawdę nie żyje?
- Tego nikt nie może być pewny. Dlatego właśnie zadzwoniłem do ciebie. Pomyślałem, że może ty wiesz coś więcej na ten temat.
- Niestety. A skąd wy się właściwie znacie? Brown nigdy nie wspominała o tobie.
- To długa historia... - westchnąłem. - Szkoda byłoby marnować czas na te moje opowiastki.
- Poczekaj, chyba coś mi się przypomniało. Wydaje mi się, że Harry i Charlie mogli się wcześniej znać. Poznali się bodajże na wieczorku muzycznym, który odbywał się w tym lokalu. 
- Hazza i wieczorki muzyczne? Nie możliwe - zachichotałem cicho. - Odkąd rozpadł się nasz zespół, Styles nie śpiewał.
- Ale to wszystko było jakieś 5 lat temu. Zanim jeszcze założyliście zespół, wtedy jeszcze nawet nie znaliście się.
- Ale… To nie możliwe. Harry mówił mi, że nigdy nie był w Londynie, zanim poznał mnie. Coś chyba ci się pomieszało…
- Możesz mi wierzyć, albo nie, ale wiedz, że ogromnie się staram przypomnieć sobie jak najwięcej istotnych szczegółów. Poza tym, sam chciałeś się tu ze mną spotkać, więc…
- W porządku – przerwałem. - Możesz mówić dalej. No, słucham.

Rozmawialiśmy ze sobą dosyć długo. Pogadaliśmy o Harrym, Charlie, tej knajpce. Rose wręczyła mi kartkę i z numerem telefonu i poleciła mi, abym spróbował skontaktować się z mamą „nieżywej” kelnerki. Właściwie, to nie był zły pomysł. Dostałem namiary do jej rodziny, więc w każdym czasie mogłem zadzwonić. Postanowiłem, że spróbuję poszperać trochę w sieci, może udam się do redakcji lokalnej gazetki? Zawsze to szansa, aby nabrać odrobiny rozgłosu dla całej sprawy. Chociaż nie mogłem zdecydować: czy lepiej skorzystać z mocy specjalistów, czy sam to załatwić. Nie było to takie proste. Najpierw trzeba było by zrobić listę wszystkich „za” i „przeciw”. Najważniejsze jednak jest to, by w najbliższym czasie zbliżyć się do Hazzy. Skoro jest tak jak mówi Baker, to może mógłbym wyciągnąć coś od osiemnastolatka. Tak. Gdy wróciłem do domu, nie zauważyłem chłopaka. Wszedłem do kuchni i zauważyłem czerwoną kartkę na stole, która mówiła:

Louis! Wybacz, że znów nie ma mnie w domu, ale musiałem, po prostu musiałem, wyjść na zewnątrz i trochę pospacerować. No i przy okazji chcę cię uprzedzić, że dziś już NIE WYPIJĘ ŻADNEGO ALKOHOLU! Będzie ciężko, ale w końcu jestem Styles. No i ie chcę cierpieć na kaca jutro rano. I nie chcę żebyś widział mnie w takim stanie. Trzymaj się, wrócę w nocy, nie czekaj na mnie. Masz się wyspać, zrozumiano?
Twój najlepszy współlokator – Harold.

~~~

 Wybaczcie, że dodaję ten rozdział tak późno, ale miałam problemy z komputerem. Na dodatek jest strasznie krótki, ale cóż. Musicie mi to wybaczyć. Dziękuję za ponad 3500 wejść i 17 obserwujących! Nawet nie wiecie, jak się jaram! W komentarzach możecie pisać, co chcielibyście zobaczyć na tym blogu, może macie jakieś uwagi na temat sposobu mojego pisania, może macie jakiś pomysł? Chętnie wykorzystam WSZYSTKO, co mi się spodoba. Więc na prawdę, liczę na waszą pomoc. 

Zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów. Mam nadzieję, że się podobało! Buziole! xx

Majka,
@MajaMichalska

wtorek, 17 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 8

Od wczesnego ranka byłem na nogach. Tej nocy nie chciało mi się zbytnio spać, więc odkąd tylko skończyła się cisza nocna, ruszyłem do kuchni i zacząłem przygotowywać śniadanie. Lubiłem gotować, chociaż czasami udawało mi się spalić czajnik, albo przesłodzić herbatę. Mimo wszystko dalej próbowałem swoich sił w gastronomii, bo trening czyni mistrza. Mniej więcej koło godziny dziesiątej usłyszałem tuptanie, dochodzące z korytarza prowadzącego do sypialni mojego współlokatora. Chwilę później ujrzałem kędzierzawą czuprynę wystającą zza drzwi. Uśmiechnąłem się na widok zaspanego chłopaka i puściłem mu oczko.

- Witaj, Harry - powiedziałem wesoło.
- Cześć... - osiemnastolatek podrapał się po głowie i przetarł zaspane oczy. Podszedł do stołu, oparł się o krzesło i wciągnął nosem zapachy mieszczące się w pomieszczeniu.
- No i jak? Podoba ci się śniadanie? - zapytałem wycierając ręce papierowym ręcznikiem. - Wiesz, chciałem, żeby wszystko było dobre, chociaż może sam to ocenisz? 
- Lou, nie obraź się, ale nie mam siły na jedzenie - odparł Hazza ze skwaszoną miną. Od razu domyśliłem się co może mu dolegać. 
- Kac? - Loczek pokiwał tylko potwierdzająco głową. - Mam tu dla ciebie szklankę mleka, wypij, dobrze ci zrobi - podałem mu szklankę i oczekiwałem na jakąś odpowiedź z jego strony. Po chwili przyglądania się naczyniu z napojem, kędzierzawy chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
- Moja mama zawsze powtarza: "Lecz się tym, czym się strułeś". Masz może coś mocniejszego? - zapytał, a ja odpowiedziałem mu głośnym śmiechem.
- Pij to mleko i nie marudź, jeszcze musisz zjeść śniadanie, a potem kapciuszki, telewizorek i odpoczywać. Musisz odzyskać siły, bo wczoraj nieźle zabalowałeś, prawda?
- A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Tak się upiłem, że nic nie pamiętam. Kompletnie nie pamiętam co się wczoraj działo...


Na szczęście w porę ugryzłem się w język. Już miałem powiedzieć mu co chciał ze mną zrobić, ale przypomniałem sobie o mojej "tajnej misji" - jeśli oczywiście można to tak nazwać. Postanowiłem, że nie będę o tym wspominać, bo to utrudni mi zadanie. Usiadłem do stołu. Harry wypił duszkiem mleko ze szklanki i przycupnął na krześle obok. Rozejrzał się po blacie, jego wzrok zatrzymał się na talerzu wypełnionym naleśnikami z jabłkami i wzdychnął. W jego oczach zauważyłem błysk. "Ziemia obiecana" - jęknął cicho i spojrzał na mnie pytająco.


- Tak, możesz jeść - powiedziałem rozbawiony. - Tylko uważaj, nie zakrztuś się.
- Ho, ho. Dobrze, tato - stwierdził Hazza, pakując na talerz kilka placków za jednym zamachem. Podniósł naczynie z jedzeniem do góry tak, że jego nos prawie się z nim stykał i zaczął wąchać. - O Boże, zbawienie!


***

Po posiłku nadszedł czas na sprzątanie. Harry'ego wysłałem do łóżka, a sam wziąłem się do roboty. Przy zmywaniu naczyń polewałem sobie ręce płynem do mycia i szybko spłukiwałem wodą, aby powstała piana. Od dziecka tak robiłem. To jedna z najprzyjemniejszych zabaw, w którą można pobawić się pracując. Właściwie, nie powinienem już tego robić, jestem już za dorosły na takie zabawy. Zachowuję się jak małe dziecko, ale... To jest chyba we mnie najlepsze. Niespodziewanie poczułem czyjeś dłonie na moich ramionach. Serce prawie odmówiło mi posłuszeństwa - stałem jak ściana. Nagle poczułem ciepło. Odwróciłem głowę lekko w lewą stronę i ujrzałem burzę loków oraz ich właściciela, który się do mnie przytulał. "Ach, Harry..." - pomyślałem. 

- Śniadanie było przepyszne, dziękuję - powiedział mi na ucho.
- Ależ nie ma za co, Haroldzie - odpowiedziałem z uśmiechem na ustach. 
- Czy taka niespodzianka będzie czekała na mnie zawsze, gdy będę w takim stanie? - zapytał.
- Zobaczymy... - odwróciłem się w jego stronę, przejechałem dłonią po jego zarumienionym policzku i kawałku dolnej wargi, gdzie dostrzegłem ranę po ugryzieniu. Wzdychnąłem, odwróciłem się z powrotem w kierunku zlewu i powróciłem do swojego zajęcia. Chłopak puścił mnie i odszedł wolnym krokiem. 

Spojrzałem za siebie, nie widziałem nikogo. Wytarłem mokre ręce w ręcznik i poprawiłem grzywkę kilkoma delikatnymi ruchami. Sięgnąłem po telefon ze stołu i wszedłem w kontakty. Wybrałem numer Rose i przycisnąłem zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłem aparat do ucha i usłyszałem ciepły, damski głos. Tak, to była ONA.


- Cześć, z tej strony Louis - powiedziałem pospiesznie.
- Ach, to ty... Hej, Lou, miło cię usłyszeć.
- Trochę niezręcznie wyszło na tym koleżeńskim wieczorku u mnie w domu... Może miałabyś ochotę się spotkać? Tym razem bez Harry'ego, w jakiejś kafejce. Co ty na to? Mam do ciebie jedną sprawę, chciałbym o tym porozmawiać.
- No dobrze... Może jutro, o piętnastej w Star Coffee? - zaproponowała dziewczyna.
- Idealnie. Będę czekał - rzekłem cicho. W odpowiedzi usłyszałem tylko dźwięk, który miał oznaczać, że blondynka przerwała rozmowę. 


Stanąłem tyłem do kuchennego kredensu, oparłem na nim ręce i podniosłem się na nich. Przycupnąłem delikatnie na brzegu mebla i delikatnie machałem nogami. A więc umówiłam się z Baker. I to w kawiarni, w której pracowała Charlie. Może wtedy dowiem się czegoś ciekawego... Zawsze warto spróbować. Rozejrzałem się. Na jednym z krzeseł leżał brązowy notatnik przewiązany czerwoną wstążką - to był mój pamiętnik. Zeskoczyłem z kredensu i ruszyłem w jego stronę, aby zapisać kilka swoich przemyśleń na temat otaczającego mnie świata. Potrzebowałem tego bardziej, niż herbata cukru. 

~ ~ ~

Chcecie rozdział, tak?! Ja mam jeszcze megawypaśne chrupki do zjedzenia, a wy chcecie rozdział, tak?! Dobrze... Dam wam ten rozdział. Tylko nie narzekać. Więcej Charlie też chcieliście, ale o tym poczytacie w następnej notce - w tej macie Hazzę na kacu. Jest momencik z Larrym, więc czego chcieć więcej? Ogólnie chyba się trochę poprawiłam, nie sądzicie? Mi się wydaje, że robię postępy. Pamiętajcie, że jak chcecie powiadomienie o NN na Twitterze to mi to napiszcie, bo nie jestem wróżką i trudno mi stwierdzić, czy ktoś chce, czy nie. A tak poza tym to jestem chora, pisałam ten rozdział mając dość silne osłabienie, więc weźcie poprawkę na mnie i moje zachowanie. 

Dzięki, za przeczytanie, wejścia, komentarze, dodawanie do obserwowanych, uwagi i pochwały, wnioski i zażalenia. Czuję power i chcę mi się dla was pisać, więc oby tak dalej! Buzi! xx

Majka,
@MajaMichalska

sobota, 14 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 7

Przeglądałem czarno-białą gazetę regionalną, popijając herbatę zgodnie z angielską tradycją. Siedziałem na kanapie przed telewizorem całkiem sam, ponieważ Harry znów gdzieś uciekł. Ostatnio rzadko go widywałem. Widocznie po wypaplaniu mi tego skrawka ukrywanej przez niego prawdy, czuł lekką niechęć i wstyd. Nie dziwię się, sam też tak bym się czuł. Mimo wszystko postanowiłem zacząć naciskać na Harry'ego - może dzięki temu wyjawi mi więcej szczegółów dotyczących jego jakże dziwnego zachowania. To był jedyny sposób, bo uświadomiłem sobie, że po dobroci nic nie załatwię. Musiałem w końcu zacząć rozwiązywać tą całą zagadkę z pełną mocą, a do tego potrzebowałem szczegółowych "zeznań" mojego współlokatora. Pojawia się zatem jedno, zasadnicze pytanie: jak mam to z niego wyciągnąć? Nie chcę być jakiś natrętny, a wiem, że sympatycznymi pogaduszkami tego nie załatwię. Czyżbym musiał posunąć się do bardziej radykalnych środków? Ale... To będzie bolało. Ale cóż, brak innego wyjścia spowodował, że musiałem się na to zdecydować w trybie natychmiastowym. Potrząsnąłem głową i uświadomiłem sobie, że przez ostatnie 15 minut wodziłem wzrokiem po literach, a nie zwracałem uwagi na tekst. Uśmiechnąłem się i upiłem duży łyk herbaty, po czym położyłem się na kanapie i przykryłem się kocem. Po kilku minutach usnąłem, ale moja drzemka nie trwała zbyt długo, ponieważ gdy tylko udało mi się pierwszy raz zachrapać, usłyszałem trzask drzwi wejściowych. Przewróciłem oczami. To już we własnym domu kimnąć się na chwilę nie można? Usiadłem i przeciągnąłem się, po czym przeczesałem włosy palcami i w skupieniu wpatrywałem się w młodego człowieka, który na stojąco próbował rozwiązać swoje trampki, co nie szło mu zbyt dobrze, bo chwiał się i potykał o własne nogi. Można było zauważyć, że nie jest trzeźwy.

- Hej, hej! Kocie! Gdzieś ty był przez cały Boży dzień? - zapytałem. - Ładnie to tak wychodzić bez uprzedzenia i wracać wieczorem? Co jak co, ale twoja mama inaczej cię wychowała.
- Louis, kochanie - podszedł do mnie chwiejnym krokiem i nachylił się na mnie smyrając delikatnie opuszkiem wskazującego palca mój nos, aż w końcu kichnąłem. Harry zaśmiał się głośno i poleciał wprost na stół.  Pokręciłem głową z pogardą, wstałem z kanapy i chwyciłem go za rękę.
- Chodź, położysz się i odpoczniesz, to dobrze ci zrobi - powiedziałem ciągnąc chłopaka w stronę jego sypialni, ale on stawiał opór.
- Nie, nie, nie. Nigdzie nie idę - wyrywał się, aż w końcu upadł na ziemie. Schyliłem się, aby pomóc mu wstać, ale osiemnastolatek pociągnął mnie za rękę i moment później wylądowałem na podłodze tuż obok niego.

Harry zaczął mi się dziwnie przyglądać. Uśmiechnął się jak mysz na widok sera i podczołgał się bliżej do mnie. Przypatrywałem mu się z zainteresowaniem i dostrzegłem iskierkę w jego oczach. Chwilę później Harry nachylił się nade mną i pocałował mnie w czoło i zachichotał. Nie wiedziałem co mam robić w tej sytuacji. Właściwie, nie miałem zbytnio czasu, żeby się głębiej zastanawiać, bo chłopak już trzęsącymi rękami rozpinał moją koszulę.

- A teraz się zabawimy - powiedział cicho i przejechał pazurkami bo mojej piersi, co nie ukrywam, zabolało.
- Kocie, nie tak ostro. Chcesz mi zrobić krzywdę? - syknąłem i ręką gładziłem podrapaną część mojego ciała z nadzieją, że ból trochę zaniknie.
- Och, przepraszam. Daj, pocałuję i nie będzie bolało... - gdy osiemnastolatek już dotykał wargami moją pierś, udało mi się jakoś odsunąć. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem zapinać koszulę w pośpiechu.
- Ej, młody, nie przesadzasz? Chyba troszkę się zapomniałeś... - dodałem. - A teraz wstawaj, czas najwyższy położyć się do łóżka.

Zaprowadziłem go do sypialni, położyłem na łóżku i przykryłem kocem. Chłopak usnął w trybie natychmiastowym. Wyciągnąłem rękę w stronę jego loków i zakręciłem je sobie na palcu. Pogłaskałem go po głowie i nagle poczułem niesamowitą więź pomiędzy mną, a nim. Czułem się szczęśliwy, że mogę siedzieć tuż przy nim i bawić się jego pachnącymi włosami. Zbliżyłem nos do jego loków i zatopiłem się w zapachu jabłkowego szamponu. Cud, miód i orzeszki. Żeby dłużej mu nie przeszkadzać, cicho zamknąłem za sobą drzwi od pokoju i udałem się do kuchni, by pogapić się trochę przez okno. Wetknąłem mój narząd węchu w  szybę i wpatrywałem się w ulicę. Nagle coś mi zaświtało. Człowiek pijany jest najbardziej szczery w słowach i gestach. A skoro Harry próbował mnie dziś "załatwić", to musiało to coś znaczyć. Pamiętam, gdy w dzień, w którym Zayn, Liam, Niall i Rose mieli odwiedzić nasz dom, chłopak zapytał mnie, czy pasujemy do siebie. Wtedy za bardzo nie wiedziałem co mam zrobić z tą informacją, ale teraz łączy się to w logiczną całość z dzisiejszym wydarzeniem. Po prostu mój Kot coś do mnie czuje. Czuje COŚ WIĘCEJ. Może dzięki temu będę mógł wyciągnąć od niego więcej? Z jednej strony trochę nie fair bawić się uczuciami drugiego człowieka, ale z drugiej nie ma innego wyjścia. Tak. To będzie odpowiedni krok. Odwróciłem się i usiadłem na krześle przy kuchennym stole, wcinając ciasteczka czekoladowe jak gdyby nigdy nic.

~ ~ ~

Co jak co, ale uważam, że ten rozdział był naprawdę dobry. Podoba mi się. Zdałam sobie sprawę, że nie warto zaczynać od nowa, bo chciałam stworzyć oryginalne opowiadanie i to mi się udało. Poza tym kochacie akurat taki sposób pisania i bardzo się z tego cieszę, bo potraficie dodać mi odwagi do dalszego pisania, dzięki wam wiem, że warto. Jesteście cudowni. Dziękuję, że się tak interesujecie tym wszystkim, podobno moje opowiadanie jest jednym z tych lepszych. Jej, cieszę się okropnie! 

Jeśli chcecie się przekonać jakie dalsze plany ma Louis i jak wytłumaczy się Hazza, czytajcie kolejny rozdział, który pojawi się (mam nadzieję) niedługo. Dzięki za przeczytanie. Kiss! xx

Majka, 
@MajaMichalska

sobota, 7 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 6

Goście wyszli szybciej, niż się spodziewałem. Przestraszyli się reakcji Harry'ego, to pewne. Zaciekawiła mnie ta sprawa.... Dlaczego Hazza tak się zachował? Co łączy Nialla z Rose? I o co chodzi z tą znajomością między Baker a Brown? To wszystko wymagało solidnego rozpoznania. Z tego wszystkiego okaże się, że zostanę detektywem albo coś w tym stylu. Przyznam, że  mnie poszukiwanie rozwiązań do różnych  zagadek - wiele jest spraw, które trzba wyjaśnić. A ja znalazłem się w środku jednej z takich zagadek. Prawda, że dalej użalałem się nad sobą, ale nie tak jak kiedyś. Jeszcze miesiąc temu moje rozpaczania sięgały zenitu, a teraz? Jest już lepiej. Trzeba wziąć się w garść. Tymbardziej, że na głowie miałem jeszcze Hazzę, który zmienił się nie do poznania. Trzeba to wszystko wyjaśnić. Szybko. Nie wiadomo co może się stać jutro, pojutrze, czy za tydzień, a już teraz, w tej chwili, w tej sekundzie możemy zmienić wszystko. Pora działać.

- Harry? - uchyliłem drzwi do sypialni chłopaka i udałem się w stronę łóżka, gdzie dostrzegłem leżącego osiemnastolatka. - Harry - ukucnęłem przy nim i zacząłem bawić się jego lokami wystającymi spod kołdry, ale nie odpowiadał. Odkryłem go więc szybkim i zdecydowanym ruchem, zadrżał z zimna i odetchnął ciężko.
- O co chodzi? - zapytał przez zaciśnięte zęby i szukał ręką swojego okrycia.
- Musimy pogadać - powiedziałem. Starałem się, żeby nie było widać po mnie, o co dokładnie mi chodzi, ale raczej mi się to nie udało, bo po chwili Hazza odwrócił się i spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem.
- Chcesz porozmawiać o mnie, tak? Wiedziałem, że to w końcu nastąpi. No dobrze, zaczynaj, zamieniam się w słuch - rzekł krzyżując ręce. Przełknęłem ślinę i jednym ruchem ręki, przyciągnęłem do siebie krzesło stojące obok, poczym usiadłem na nim, zgarbiłem się niechlujnie i oparłem się rękami o kolana.
- No wiesz, to wszystko mi się nie zgadza. Najpierw ty pocieszasz mnie, później ja ciebie. Najpierw pytasz mnie o nas, potem nagle wybuchasz przy gościach, później znów wszystko jest w porządku, a na końcu zamykasz się w pokoju i mnie unikasz. Nie rozumiem o co w tym wszystkim się rozchodzi. Mógłbyś mi to wytłumaczyć?
- To nie miało tak wyglądać... - zarumienił się Hazza.
- Czyli jak?
- To jak zachowywałem się przed przyjściem tych ludzi, naszych "kolegów", to byłem prawdziwy ja. I moje pytanie było jak najbardziej prawdziwe. Ale później... Gdy zjawili się oni, gdy wyszedłem z kuchni, gdy ta blondyna zaczęła gadać o Charlie, to już nie wytrzymałem. Moja dusza zamieniła się na moment w czarną dziurę. Straciłem panowanie nad sobą - po jego policzku popłynęła łza.

Ale zaraz, zaraz... To była zaledwie jedna trzecia tego, co chciałem wiedzieć. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej ciekawy co będzie dalej. Czyżby Hazza mógł powiedzieć mi coś więcej? Może dzięki tej rozmowie uzyskam istotne informacje co do Charlie. Gdybym rozwiązał tą całą zagadkę, wszystko byłoby jak dawniej, dałbym już za wygraną i przestał rozmyślać nad tajemniczą kelnerką.

- Co dalej? - zapytałem.
- Wszystko we mnie krwawi, gdy słyszę, że ktoś gada o tej dziewczynie. To głupie, ale taka jest prawda. Na początku, gdy ją poznałeś, miałem siłę, żeby cię pocieszać, bo wtedy rzeczywiście trochę ci współczułem.. Ale to nieistotne. Cała ta sprawa jest bez sensu - chłopak odwrócił się do mnie plecami. - A teraz idź już.

~ ~ ~

Tracę pomysły. A na dodatek te moje "rozdzialiki" są tak śmiesznie krótkie, że bez sensu jest je czytać. Serio. Taka prawda. Już gubię się w pisaniu tego... Chyba będę musiała zacząć od nowa. Ale czy o dobry pomysł? Jak myślicie? Nie chcę już was męczyć tym wszystkim... Bez sensu. Boże. Jeżeli to czytacie to szczerze współczuje. To najgorszy rozdział jaki mogłam napisać. Pierniczę. 

Mam nadzieję, że się podobało i bla, bla, bla. Wesołych świąt, Happy Easter i bla bla bla. Zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów. Całusy. 

Majka,
@MajaMichalska

niedziela, 1 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 5


Rose wyciągnęła z portfela swoje zdjęcie ze szkoły podstawowej. Była tak słodka, nadawałaby się na małą modeleczkę. Spojrzałem najpierw na nią, później na Nialla. Byli do siebie podobni: oboje mieli blond włosy i ten błysk w oku. Co chwilę uśmiechali się do siebie. Czyżby Pani Baker kręciła z Niallerem? Rozważałem dwie opcje: albo są rodziną, albo mają romans. Szybko wyrzuciłem te myśli z głowy, nie chciałem wtedy rozmyślać nad dziewczyną, której w ogóle nie znałem. Bardziej ciekawiło mnie, co jeszcze ma w tym portfelu, który w moich oczach był istnym skarbcem; można było w nim znaleźć stare bilety z koncertów, fotografie, papierki po cukierkach. Lepsza rozmowa o przeszłości tej kobiety niż o jedzeniu i nieudanej próbie osiągnięcia sukcesu w Ameryce poprzez chłopaków. W pewnej chwili Rose wygrzebała z portmonetki zdjęcie jakiejś dziewczynki.

- Oh, jaka śliczna buźka! - zachwycał się Liam.
- Jest po prostu do zjedzenia! - odparł Niall głośno się śmiejąc.
- Kochanie, kim jest ta dziecina? - zapytał Zayn.
- To moja przyjaciółka z czasów podstawówki i gimnazjum. Urocza prawda? - dziewczyna uśmiechnęła się. - Nazywa się Charlie. Charlie Brown.

W tamtym momencie stanęło mi serce, nie mogłem oddychać, a w mojej głowie pojawiały się setki znaków zapytania. A więc to ONA - klenerka ze Star Coffee, o której myślałem każdego dnia. Jako dziecko była naprawdę słodka, szkoda tylko, że nie mogłem zobaczyć jej jeszcze jeden, ostatni raz i spojzeć w te jej kasztanowe oczy.

- Spędzałyśmy ze sobą każdą wolną chwilę, rozmawiałyśmy ze sobą o wszystkim. Niestety nasze drogi rozeszły się podczas wybierania kolejnego etapu szkoły. Od tamtej pory nie widujemy się, nie rozmawiamy przez telefon. Straciłyśmy kontakt - po policzku blondynki spłynęła łza. - Jednak mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją ujrzę i będzie tak jak dawniej. Mam jej tyle do powiedzenia... - Zayn otulił ramieniem swoją dziewczynę i ucałował ją w mokry od łez policzek.
- Ja też znam Charlie Brown - do kuchni wbiegł nagle Harry. Właściwie wyglądało to jak skok ninja. Był niespokojny, cały czerwony ze złości. Płakał. - Już nigdy nie porozmawiacie, bo ona nie żyje! Nie żyje, rozumiesz?! - wrzeszczał Loczek. - Nie żyje, nie istnieje, nie ma jej i już nigdy nie będzie!

Wrzyscy otworzyli usta ze zdumienia. To był okropny widok. Hazza zachowywał się jak szaleniec, jeszcze nigy nie widziałem go w takim stanie. Co się z nim stało? To raczej ja powinienem tak krzyczeć, a nie on. Kompletnie tego nie rozumiałem. Wiedziałem tylko, że muszę sprawić, żeby przestał. To, co boli jego, boli i mnie. Każdy jego wrzask powodował okropny ból serca. Pragnąłem, aby przestał. Natychmiast. Wstałem z krzesła, podszedłem do niego i mocno go przytuliłem. Czułem, jak drży, a jego łzy lądują na moim ramieniu. Głaskałem go po głowie do momentu, póki nie uspokoił się nieco. Wtedy pocałowałem go w czoło i powiedziałem ledwie słyszalnym szeptem: "Jestem przy tobie".

 ~ ~ ~

Przepraszam, że tak długo nie pisałam, no ale Internet mi nie działał. I'm so sorry. Obiecuję poprawę. Jeżeli będzie więcej osób, które będą komentować to chętnie będę dodawała nowe rozdziały, bo to jednak jest jakaś motywacja. Troszkę mi głupio, że muszę prosić o komentarze - mam wtedy takie uczucie, że nikt z własnej woli by nie skomentował, bo mu się to nie podoba. No ale cóż. Jeżeli chcecie to zamawiajcie te powiadomienia czy coś tam. I piszcie czy wam się podobało, co zmienić etc. To dla mnie ważne, więc proszę. Z góry dzięki.

Mam nadzieję, że się podobało. Czekajcie na rozdział nr 6! Buziaki! xx

Majka,
@MajaMichalska